Naszła mnie pewna dość natrętna myśl swego czasu, kiedy obserwowałem kolejny samochód wydawany na świat przez jedną z niemieckich marek – czy lepiej jest tworzyć dużo samochodów, które niezbyt się od siebie różnią i przez to tworzą jednolitą masę o dużym polu wyboru, czy może jednak lepiej jest tworzyć nowe modele na tyle rzadko, by każda kolejna premiera była wydarzeniem?

Tak, grudniowe wieczory nastrajają mnie kontemplacyjnie, nic na to nie poradzę. I pytanie to pozostawiam Wam do odpowiedzi, najlepiej w komentarzach pod spodem.

Kiedy jednak patrzę na nowe premiery Citroena, to nasuwa mi się odpowiedź, że jednak niektórzy powinni to robić rzadziej. Bowiem po bardzo słabym E-Mehari pojawił się teraz…

DS4 Crossback

…i nie wiem co ja mam w zasadzie sądzić. DS4 od samego początku uważałem bowiem za samochód najmniej pasujący do całej gamy modeli DS. Najmniej ciekawy stylistycznie, niepotrzebnie podwyższony, we wnętrzu niemal zupełnie identyczny w stosunku do C4. I poza tym niepotrzebnie nieergonomiczny w niektórych miejscach – np. zupełnie nietykalne, nieuchylalne, nieopuszczalne szyby w tylnych drzwiach. Rzecz to była zupełnie niezrozumiała. A poza tym zrobienie z niego crossovera już zupełnie mijało się z celem w moim odczuciu.

 

Ale że moje odczucia mijają się raczej z oczekiwaniami rynku, Citroen postanowił trochę zmodernizować i jeszcze podwyższyć swojego ulepszonego przedstawiciela klasy kompakt. Dodali 30mm, nałożyli plastikowe osłony wokół, delikatnie poszerzyli auto wizualne i już teraz ogłaszają wszem i wobec nową wersję modelu DS4.

I tutaj pojawia się odpowiedź na pytanie zadane na początku – nie, nie opłaca się co rusz wypuszczać nowych samochodów. Czasem bowiem śmiesznie wygląda obwieszczanie czegoś, co w zasadzie nie jest niczym nowym. Gdyby chociaż napęd 4×4 to bym to jeszcze zrozumiał. A tak? Bez sensu.

Rinspeed Etos

Co innego taki Rinspeed. Marka niszowa, w zasadzie niezauważalna na ulicach pod kątem ilościowym, za to zawsze potrafi zrobić coś, czego do tej pory seryjnie nikt nawet nie próbował tknąć. Pamiętacie np. model sQuba, połączenie samochodu i wodolotu? Genialne.

Rinspeed Etos może nie jest aż tak innowacyjny, ale ma w sobie dwie fajne rzeczy – po pierwsze zbudowany jest na podstawie BMW i8 i jest od niego znacznie, znacznie fajniejszy. Mniej udziwniony, za to bardzo fajnie, płynnie narysowany, co wcale, a nawet zupełnie, w przypadku Rinspeeda nie jest oczywiste.

 

Druga rzecz jest natomiast całkiem odjechana – Etos za przedziałem pasażerskim wozi drona. Normalnego, pełnowymiarowego drona z wirnikami, by móc robić sobie zdjęcia z lotu ptaka, kiedy podróżujemy sobie np. chorwacką Autostradą Słońca, albo inną fantastyczną drogą, o których kiedyś pisałem (klik).

Czy jest to potrzebne? Nie. Czy jest to fajne? Zdecydowanie.

Vauxhall Maloo LSA

Fajny i równie absurdalny jest także Vauxhall Maloo LSA, a w zasadzie Holden El Camino. Bo jak inaczej określić samochód, który nawet nie do końca jest pick-upem? To coś między ściętym sedanem, a kombi ze ściętym tyłem i skróconą kabiną, a jednocześnie zakrytą częścią bagażową. Jeśli ktoś wie jak określa się tego typu samochody to proszę o informację.

Jakby tego było mało, jakby dziwne to już samo w sobie nie było, ktoś wpadł na pomysł by pod maskę wrzucić sobie 6.2-litrowe, doładowane V8 o mocy 529KM. A możliwa jest też ponoć wersja 577-konna, choć póki co pozostawmy to jedynie rozważaniom.

Tak czy inaczej – czymże byłaby motoryzacja bez tak bezsensownych samochodów?