O tym, aby powtórzyć sukces Lanosa czy Nubiry, marzy praktycznie każdy producent wprowadzający nowy model na polski rynek. Nie każdy jednak samochód ma choćby część walorów, które pozwoliłyby w ogóle o takim powodzeniu myśleć. Chevrolet Lacetti z kolei wydaje się jak najbardziej słusznym uzurpatorem. Czy skutecznym?

Marka Daewoo w Polsce kojarzy się jednoznacznie – niedrogie auta o stosunkowo dobrej trwałości, samochody rodzinne z częściami zamiennymi dostępnymi na każdym bazarze i targu. Swoista budżetowość koreańskiego producenta sprawiła też, że przez ułamek “innych – lepszych” kierowcy Daewoo traktowani są nad Wisłą z pewną wyższością. Nie jako ci, którzy nie mają ochoty wydawać więcej na samochód, ale ci, których na coś lepszego po prostu nie stać. Tylko po co kupować cokolwiek “lepszego”, jeśli tani samochód doskonale wywiązuje się ze swoich zadań? Niegdyś auto miało rzekomo świadczyć o “prestiżu” posiadacza, dzisiaj ma przede wszystkim służyć.

 

Przejąwszy Daewoo, General Motors postanowił zadbać o komfort psychiczny swoich nabywców, samochody będące kontynuacją koreańskich projektów nazywając od tej pory Chevroletami. Wydaje się, że nie było to szczególnie udanym posunięciem. Nobilitacji i tak nie udało się uzyskać, a do tego wiele osób zaznajomionych świetnie z Daewoo z rezerwą podchodziło do nieznanej szerzej na polskim rynku amerykańskiej marki. Gdyby się udało, Chevrolet Lacetti byłby prawdopodobnie jednym z najczęściej spotykanych w Polsce aut. Tak nie jest.

W cenie barszczu

Następcy Lanosa (w przypadku hatchbacków Lacetti) oraz Nubiry (sedan oraz kombi) zabrakło bodaj najważniejszego – znaczka Daewoo. Ale nazwa to rzecz drugorzędna, bo w rzeczywistości propozycja Chevroleta była całkiem interesująca. Dzisiaj zachęcają do niej przede wszystkim ceny – kiedy w salonach oferowany jest już Chevrolet Cruze, na rynku wtórnym Lacetti gwarantuje świetny stosunek ceny do wieku. Nawet na egzemplarze z 2008 roku wystarczy obecnie nieco poniżej 20 tysięcy złotych. Co więcej, będą to samochody pochodzące z polskich salonów, w naprawdę przyzwoitym jak na modele z drugiej ręki stanie. Czy warto się skusić?

Pod względem stylistycznym Lacetti nie można w zasadzie nic zarzucić – sedan i kombi to dzieło studia Pininfarina, hatchbacka projektował Giugiaro. Wnętrze i deska rozdzielcza mogłyby być nieco bardziej finezyjne. Są po prostu do bólu poprawne i czytelne, z w pełni uzasadnionym rozkładem wszystkich przełączników. Na pewno jednak kokpit nie będzie odwracał uwagi kierowcy od drogi. Być może o to właśnie chodziło…

Silniki i wyposażenie Lacetti

Gwoli ścisłości, Chevrolet oferował w Lacetti trzy wersje wyposażeniowe (plus ich pochodne) – SE, SX i CDX. Trudno natomiast oczekiwać, by ktokolwiek kupował Lacetti właśnie ze względu na wyposażenie – to w każdej wersji jest przyzwoite, choć zdecydowanie nie będzie czym pochwalić się w Cannes czy Monte Carlo. Nie będzie również czym szybko na południe dojechać – 4-cylindrowe rzędowe silniki E-TEC II generacji o pojemnościach 1,4, 1,6 oraz 1,8 litra nie zachwycają osiągami, ale też nie rozczarowują przesadnie. Dysponują mocą odpowiednio 93 (później 95), 109 oraz 122 koni mechanicznych. Pozwalają za to na utrzymanie spalania na bardzo przyzwoitym poziomie.
W samochodach Daewoo nie stosowano silników wysokoprężnych i z Chevroletem Lacetti przez długi czas było podobnie. Dopiero u schyłku – w 2007 roku – do palety dołączył diesel o pojemności 2,0 litra, rozwijający 121 KM (280 Nm maksymalnego momentu obrotowego). Nie zdobył ogromnej popularności, za co “winą” obarczyć można jednostki benzynowe, które – podobnie jak w poprzednikach Lacetti – naprawdę udanie współpracowały z instalacjami gazowymi.

Na Allegro, przez telefon, w komisach i u handlarzy każdy samochód jest idealny, w perfekcyjnym stanie, nadający się bez mała do pokrycia złotem i ustawienia na honorowym miejscu w muzeum motoryzacji. Rzeczywistość, rzecz jasna, rozczarowuje. Podobnie zresztą jak dostępność części zamiennych do Lacetti – kierowcy, którzy do Chevroleta przesiedli się z Daewoo, mogą poczuć się zawiedzeni. Przyzwyczajeni do napraw za grosze, głębiej sięgać muszą do kieszeni. Mimo upływu lat w dalszym ciągu nie jest tak łatwo o zamienniki. Oryginalne części w ASO dostępne są bez najmniejszego problemu, ale ich ceny – choć, oczywiście, dalekie od rekordowych – pozostawiają nieco do życzenia. Zwłaszcza, że kilka charakterystycznych elementów regularnie wymaga wymiany.

Szwankują głównie drobiazgi

Problemy pojawiają się z przednim zawieszeniem – szwankuje mocowanie amortyzatorów, podobnie zresztą jak łączniki stabilizatora. Dużą dozę ostrożności należy zachować decydując się na Lacetti z lat 2004 i 2005, kiedy to powszechnie występowały problemy z niedomykającymi się zaworami silnika – jeśli wymiany już dokonano (np. na gwarancji), nie ma powodu do zmartwień. Jeśli nie – koszt może okazać się boleśnie wysoki. Później jednak problem udało się wyeliminować. Poza tym nie występowały raczej poważniejsze problemy, które uziemiłyby posiadacza Lacetti. Pojawiają się drobiazgi – awarie przekaźników, panelu sterowania klimatyzacji czy mechanizmu tylnej wycieraczki. Większość jednak stosunkowo niewielkim wydatkiem można wyeliminować.

Czas więc odpowiedzieć na pytanie – czy Chevrolet Lacetti wart jest kupna? Nie mniej i nie bardziej niż inne samochody. To ciekawa, niedroga alternatywa dla osób, które – gdyby mogły – sięgnęłyby dziś po kolejne Daewoo. Teraz za niewielką cenę dostaną dodatkowo złoty krzyż z przodu i… sportowe konotacje. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że Chevrolet Lacetti przez pewien czas startował w wyścigach serii WTCC. Obecnie GM wystawia tam następcę – model Cruze.