Od pewnego czasu, chodzi mi po głowie taka myśl: a może kupić by jakiegoś rzęcha, takiego totalnie zdezelowanego. Z przerdzewiałą budą, z zawieszeniem wymagającym gruntownej modernizacji. Z wnętrzem, które od nowości nie widziało odkurzacza, takim gdzie w tapicerce jest więcej dziur i wystającej gąbki, niż rzeczywistego materiału. Takie autko, którego cena nie byłaby wyższa niż 3/4 tysiące PLN. I zrobić z niego cudo. Na spokojnie, z ogromną pieczołowitością, poddać renowacji każdy, najmniejszy detal, by wyglądał tak, jak ja to sobie wyobraziłem. Chciałbym móc w wolny wieczór po pracy usiąść w garażu, z słuchawkami na uszach i spokojnie, bez pośpiechu go naprawiać. Tak jak często w tych starszych amerykańskich filmach. A potem, któregoś pięknego weekendu, jak gdyby nigdy nic, pojechać nim na miasto. Nawet jak to piszę, widzę ten widok oczami wyobraźni i mam na to coraz większą ochotę.
Nie musiałby być to niewiadomo jaki samochód. Ale fajnie by było, gdyby to był jakiś youngtimer. Oczywiście, że chciałbym mieć starego Mustanga albo Camaro SS. Kto by nie chciał? Ale myślę, że na to przyjdzie jeszcze czas, mam na te modele swój specjalny plan na przyszłość. Może się go uda zrealizować.
Przeglądałem allegro w poszukiwaniu jakiś dość tanich modeli do renowacji. Myślałem o starym Fordzie Escorcie, ale to już zaczyna być auto unikatowe, więc i jego cena wędruje dość mocno w górę. Przez myśl przechodziło mi również stare BMW 6 e24. Ale tutaj sytuacja się powtarza, ceny są coraz większe, szczególnie tych z manualną skrzynią, a zresztą bardziej plasuje to auto obok ww. Mustanga, więc jego czas kiedyś jeszcze nadejdzie. Z drugiej strony nie chcę się też bawić w jakieś auta z przełomu lat 80’ i 90’, które już są dość stare, ale nie mają jeszcze ego fajnego klimatu starych samochodów. Pewnie dlatego, że sam jestem dzieckiem tych lat i pamiętam jak wiele z nich wchodziło do sprzedaży. Stary Fiat 500 jakoś nigdy do mnie nie przemawiał, tak samo Mini. A Garbus jest chyba troszkę zbyt oklepany. Szukałem więc dalej i znalazłem coś, co by mi bardzo odpowiadało, pod każdym względem.
VW Golf MK1 Cabrio
Proszę się nie śmiać, mówię w zupełności serio! To auto spełnia wszystkie wymagania, jakie stawiam przed tego typu projektem. Jest tani? Jest, to auto jest wciąż tanie jak barszcz. Tzn. bywa, o ile nie jest odrestaurowane. Jest to youngtimer? Oczywiście, że tak, przecież pierwsze modele pojawiły się w sprzedaży w roku 1974. Minęło więc już 39 lat. Ej, w przyszłym roku będzie już 40, ciekawe więc czy wypuszczą jakąś specjalną wersję aktualnego Golfa. No nic, zobaczymy. Co dalej… no tak, części. Ich dostępność jest wciąż bardzo dobra, bo wiele było również użytych w Golfie MK2. Poza tym, Golf MK1 jest prosty jak budowa cepa, więc nawet taki laik jak ja powinien dać radę z wieloma rzeczami. Ok., nie będę w stanie go sam polakierować, albo zszyć tapicerki, nie jestem typową złotą rączką. Ale coś przy zawieszeniu czy silniku, jak, dajmy na to, gaźnik, z pomocą odpowiednich osób, pewnie będę w stanie ogarnąć. Dzięki prostocie konstrukcji wiele zepsuć się nie da, za to nauczyć można się bardzo wiele.
Poza tym, mam wrażenie, że to auto ma duszę. W wersji cabrio jestem w stanie sobie go wyobrazić gdzieś nad morzem, z otwartym dachem przy plaży. Takie idealne autko, żeby pojechać sobie popływać na kitesurfingu.
Ok., mam więc mojego teoretycznego rzęcha, przetyranego przez życie i poprzednich właścicieli. Co więc dalej?
Ja to widzę w taki sposób: żadnego zbędnego tuningu. Żadnych lotek, spoilerów, bardzo niskich, napompowanych zderzaków. To nie mój styl, nie trawię tego, straszna wiocha. Zresztą do tego auta by pasowało jak pięść do nosa. Ale pierwsze co bym zrobił, to silnik od starego Golfa GTI. Wystarczająco mocny, żeby nie być zawalidrogą, a nie będzie to świętokradztwo, jak wsadzenie wysokoobrotowego silnika do Mustanga jak w Tokio Drift. Oczywiście nie mówię, że nie można go trochę podrasować. Ale to już taka rzecz dodatkowa.
Jeśli chodzi o zawieszenie, to gwintowane. Tego nie widać, a jednak z takim silnikiem współgrałoby to idealnie. Do tego trochę obniżyć, ale tylko parę centymetrów – nienawidzę totalnej ‘gleby’.
Z zewnątrz wystarczyłby jakiś fajny lakier i chromowane zderzaki. Jeśli chodzi o to pierwsze, to myślałem o rdzawo-złotym. Ale wariacji i pomysłów jest tak dużo, że zliczyć się nie da. A dach? Oczywiście otwierany ręcznie. Najlepiej w bordowym kolorze. Takim burgundowym wręcz.
A wnętrze takie, jak oryginał. Tapicerka w kratę z Golfa GTI, bez zabawy w skóry, alcantary czy inne dziwne rzeczy. To ma być renowacja, a nie tuning totalny. A, no i nie zapomnijmy o audio. Jestem melomanem, więc musi to dobrze grać. Ale tuba niekoniecznie, źle mi się to kojarzy.
Na koniec zostawiłem sobie felgi. Tutaj chyba nikogo nie zdziwię, bo wybór może być tylko jeden: BBS RS.
Ja tak to widzę. To jest takie moje małe marzenie. Nawet nie próbowałem zliczać kosztów. Zwyczajnie siedzi mi to gdzieś tam z tyłu głowy i sobie o tym myślę, jak mi się przypomni. Nie wiem, kiedy uda mi się coś takiego rozpocząć. Nie jestem nawet pewien czy bazą będzie Golf MK1. Ale na ten moment taki jest mój wybór. Co, pomarzyć sobie nie można?
PS.
A Wy? Macie jakiś taki stary samochód na waszą kieszeń, który chcielibyście ‘odpicowany’ w garażu?