Wielki, ciężki i nieporęczny – te określenia pasują zarówno do kontynentu amerykańskiego, jak i Cadillaca Escalade, samochodu będącego ucieleśnieniem amerykańskiej wizji motoryzacji, która nie znalazła aprobaty w Europie. SUV-y tej podgrupy pozostały domeną USA i nowobogackiej Rosji. Nic więc dziwnego, że bardzo trudno je lubić.

Produkcję Escalade drugiej generacji rozpoczęto w 2002 roku, odcinając się tym samym od firmy GMC, której produktem była pierwsza generacja ogromnego SUV-a. Nie było to z pewnością złe rozwiązanie – przynajmniej wizualnie samochód nabrał więcej charakteru. Charakter ten szybko jednak zwrócił się przeciwko producentowi – Escalade zaczął być utożsamiany z przedstawicielami pewnych “kultur” kojarzonych głównie za sprawą złotych zębów, gigantycznych łańcuchów u szyi i spodni z krokiem opuszczonym poniżej kostek. Z SUV-a reprezentacyjnego stał się SUV-em na popis w najgorszym możliwym stylu. W Polsce jednak Escalade jest widokiem na tyle rzadkim, że akurat o stereotypy nie trzeba się w tym wypadku martwić. Przedstawiciele polskich subkultur preferują mniejsze, starsze, a przede wszystkim wielokrotnie tańsze auta.

Raz, dwa, trzy, płacisz ty

A skoro już mowa o cenach… Na sam zakup Escalade II przeznaczyć trzeba co najmniej 50-60 tysięcy złotych, tyle mniej więcej kosztują obecnie zarejestrowane w Polsce auta. Nie warto dawać zwieść się pozorom – znaczna część tańszych ofert odnosi się do samochodów znajdujących się nadal w Stanach Zjednoczonych, a cena jest “kwotą przybliżoną, za którą – być może – uda się wylicytować egzemplarz na aukcji”. Do tego doliczyć trzeba by jeszcze niemałe koszty sprowadzenia auta zza Oceanu, dostosowania do norm europejskich, itd.. Gra niewarta świeczki, zwłaszcza że zakup to dopiero początek wydatków.

Jak rozpędzić krowę…

Do napędzania drugiej generacji SUV-a Cadillaca stosowano z założenia dwie jednostki napędowe. Obie benzynowe, obie równie ekonomiczne, obie równie subtelne. Mniejsza dysponowała pojemnością 5,3 litra i mocą 285 KM (na początku) oraz 295 KM i 440 Nm maksymalnego momentu obrotowego (w później produkowanych egzemplarzach). Nieco większa – 6,0 l – 345 koni mechanicznych i 515 Nm. W pierwszym wypadku moc przenoszona była wyłącznie na tylne koła, w drugim – na wszystkie. Napęd 4×4 nie czynił z Escalade w żadnym wypadku samochodu terenowego, a jednym z wielu powodów takiego stanu rzeczy były rozmiary. SUV ten – w najkrótszej wersji – liczy sobie 514,4 centymetra, co skutecznie utrudnia pokonywanie jakichkolwiek terenowych przeszkód. W wersji przedłużonej (Cadillac Escalade ESV) oraz pick-up (Cadillac Escalade EXT) ma nawet 564,9 centymetra długości. Równie dobrze można by manewrować położonym na boku wieżowcem… Dzieła zniszczenia dopełnia 4-stopniowa automatyczna skrzynia biegów (z typowo amerykańską dźwignią zmiany przy kierownicy).

Masa samochodu, każdorazowo przekraczająca 2,5 tony i śmiało zbliżająca się nawet do 3 ton, świetnie niwelowała przyjemność posiadania gigantycznego silnika pod maską. W słabszej wersji 295 KM wystarczało zaledwie na uzyskanie przyspieszenia rzędu 8 sekund do 100 km/h, zaś prędkość maksymalna utrzymywała się już na poziomie 177 km/h. Co ciekawe, mocniejsza wersja była jednocześnie wolniejsza – na przyspieszenie potrzebowała trochę ponad 0,5 sekundy więcej i gwarantowała prędkość maksymalną niższą także o 3 km/h, co nie miało akurat większego znaczenia. Zanim Cadillac Escalade rozpędził się do maksimum, było bardziej niż prawdopodobne, że skończy mu się paliwo – i to nawet pomimo 98 litrów pojemności baku.

I znów do portfela

Przy ekonomicznej jeździe w długiej trasie zbliżyć się można do granicy 14-15 litrów benzyny na 100 km. W mieście spalanie błyskawicznie rośnie i zatrzymuje się dopiero w okolicach 25 litrów na “setkę”. Nie brakuje więc Escalade z LPG. Mówią, że silniki widlaste bardzo dobrze znoszą instalacje gazowe, ale w przypadku Cadillaca to trochę jak podjechanie Infiniti na podwarszawską stację i tankowanie za 10 złotych… Nie wypada. Z drugiej strony nikt nikomu do portfela zaglądać nie zamierza, no może poza mechanikiem.

Naprawy jak i części – drogie oraz trudno dostępne. Taka już konsekwencja posiadania samochodu nietuzinkowego. Co więcej, każdy mechanik na widok Cadillaca zakłada, że właściciel nie ma co robić z pieniędzmi, w związku z czym bardzo chętnie przepłaci kilkukrotnie za nawet najprostsze czynności. Przy zakupie używanego SUV-a warto zwrócić uwagę na ewentualne wycieki w komorze silnika oraz stan zawieszenia. To jest bardzo miękkie, przez co Escalade jeździ się bardzo wygodnie, ale też bywa kłopotliwe i awaryjne od czasu do czasu. W każdym razie lepiej z pewnością dmuchać na zimne!

I ty możesz zostać czarnym raperem…

A czy warto SUV-a Cadillaca kupić? Oczywiście, że nie! Co za pytanie… To jeden z tych samochodów, których nie kupuje się głową (mało tego – używanie głowy jest co najmniej niewskazane). Z racji luksusowego wyposażenia trzeba lubić przepych. Z racji ogromnych wymiarów trzeba umieć parkować. Z racji niepohamowanego spalania trzeba posiadać rafinerię… Coś jednak Cadillac Escalade musiał mieć w sobie, że skłonił tyle osób do poświęcenia nań nawet 70 tysięcy dolarów (bo tyle mniej więcej kosztował w amerykańskich salonach). I musiał mieć także coś, co sprawiło, że bardzo szybko stał się najczęściej kradzionym samochodem USA.

Ludacris, Pink, Missy Elliot otwierają listę nabywców Escalade. Na ile zaszczytne to grono, można dyskutować. Ale łatwo też dzisiaj do nich dołączyć. Wystarczy kupić Cadillaca, a następnie “zainwestować” kilkanaście tysięcy (złotych, dolarów, jenów, wielbłądów – co kto lubi…) w “tuning”.