Ktoś mądry kiedyś powiedział, że nie istnieje coś takiego jak strach przed ciemnością. Bo czego tak naprawdę się bać? Gdybyśmy siedzieli w swoim pokoju, bez światła, zamknięci na cztery spusty, to byśmy się bali? Nie, bo nie byłoby czego. Człowiek nie boi się więc ciemności, tylko tego, co się w niej kryje, a czego do tej pory nie znał.
Podobnie jest, kiedy człowiek ma zamiar pojechać samemu w podróż. Czy boi się samej podróży? Raczej nie, bo zazwyczaj jest przygotowany na wszelkie okazje. Ma bilet lotniczy, ma pieniądze, telefon, ładowarkę i wszystko inne, co w trakcie standardowej podróży jest niezbędne. Więc po co ten strach? Ano wynika on nie z samego faktu podróżowania, tylko z tego, co kryje się na końcu drogi. Bo nie wiemy, czy ludzie będą mili, czy miejsce, w którym się zatrzymamy rzeczywiście jest takie jak na zdjęciach, czy nie zachorujemy przypadkiem na miejscu. W podróży boimy się tego, nad czym nie jesteśmy w stanie zapanować.
Generalnie ludzki strach opiera się tylko i wyłącznie na braku wiedzy. Nazywanie tego strachem przed lataniem, przed podróżowaniem, przed ciemnością czy przed czymkolwiek innym jest tylko i wyłącznie określeniem jednego rodzaju strachu – strachu przed nieznanym.
Boisz się nieznanego?
Znam mnóstwo osób, które mając prawo jazdy od kilku lub nawet kilkunastu lat nie poruszają się samochodem dalej, niż poza obręb miasta, w którym mieszkają. Pomysł, żeby wyjechać w trasę, automatycznie wywołuje u nich zieloność na twarzy, zimny pot na czole, nie mówiąc już o drżeniu rąk.
Kiedyś miałem taką sytuację: jechałem ze znajomą przez Pabianice, moje rodzinne miasto. Mówiąc szczerze, w zasadzie nie zdarza mi się, żebym jadąc jako pasażer czuł się bezpiecznie i komfortowo, ale ona w jakiś sposób potrafiła uśpić moje obawy, dość zaskakująca sprawa. W każdym razie nudziło nam się niemiłosiernie, jeździliśmy sobie ot tak, bez celu, aż w końcu zaproponowałem, żebyśmy pojechali sobie gdzieś do Łodzi. Co usłyszałem w odpowiedzi?
Nigdy nie mam nic przeciwko, kiedy ktoś proponuje mi jazdę, chyba, że ewidentnie nie jestem w stanie. To zastrzeżenie jednak konkretnie zbiło mnie z tropu, więc lekko oszołomiony zacząłem się dopytywać czemu właśnie w ten sposób, skoro do Łodzi z Pabianic jest nie więcej niż 15km, w zależności od miejsca startu. Dziewczyna się ociągała, krążyła wokół tematu, ale że mam naturę wyjątkowo ciekawską i lubię drążyć (pójdę do piekła?), to w końcu nie wytrzymała i ze spuszczonym wzrokiem przyznała
No i pozamiatane, ale szydzić zamiaru nie miałem. Przy okazji przyznała się jeszcze, że dłuższe trasy też ją przerażają, co też byłem w stanie zrozumieć. I wiecie co? Nie zamieniłem się, kazałem jej jechać. Był foch, była osiągnięta (ale nie przekroczona!) granica płaczu. Były też moje uspokajające słowa, że nie ma czego się bać. I teraz dziewczyna jeździ do Łodzi regularnie, bez oporów. A ja wciąż czuję się dość bezpiecznie, kiedy prowadzi.
Jak pozbyć się strachu?
Nie da się. Kolejna mądra osoba powiedziała, że ‘tylko człowiek głupi albo niespełna rozumu nie czuje strachu’. Strach wyznacza nam granice, po przekroczeniu których już nic więcej nie znajdziemy. Często jednak te granice stawiamy sobie w zupełnie bezsensownych miejscach, przez co mija nas ogrom ciekawych miejsc i sytuacji. Można jednak nad strachem zapanować, mimo, że jest to niełatwa sztuka.
Kiedy tłumaczyłem tej dziewczynie, że nie ma czego tak naprawdę się bać, próbowałem użyć przeróżnych argumentów i sposobów. Szło opornie, nawet bardzo. Wbrew pozorom argument, że będę obok, wcale nie był taki dobry, bo podobno wtedy jeszcze bardziej się stresowała. Jest jednak jedna rzecz, która zadziała zawsze – poznanie. Skoro strach opiera się na braku znajomości przyszłej sytuacji, należy więc wyeliminować jak najbardziej jakiekolwiek sytuacje, które potem mogą wprowadzać zamęt i wątpliwości. Weszła więc w ruch mapa, tłumaczenie trasy, nawet znaki drogowe i jakoś poszło. Co prawda w życiu nigdy nie jechałem wolniej przez Łódź, ale poświęciłem się dla większej sprawy. A na koniec usłyszałem zdanie, dzięki któremu moje ego wzrosło kilkukrotnie
I dokładnie do tego wszystko się sprowadza. Człowiek nie boi się przecież jazdy samej w sobie, bo to zazwyczaj potrafi. Boi się natomiast tego, że w mieście się pogubi, gdzieś źle skręci, ulicę przyblokuje itd. Po to są jednak znaki, po to są oznaczenia, żeby z nich korzystać. Można zwolnić, można się przyjrzeć i wybrać odpowiednią opcję. Jak raz na jakiś czas zwolnisz w obcym mieście to nic się nie stanie – tylko palant obtrąbi osobę na obcych blachach. A jeśli natrafisz na większe wątpliwości to stań na poboczu i się upewnij co i jak. Tego też przecież nikt Ci zabronić nie może. Pewność swoich działań to klucz do sukcesu. A dzięki temu strach nie będzie miał już prawa bytu – w końcu sytuacje sporne zostały zminimalizowane niemal w zupełności. I tak jest w przypadku strachu każdego rodzaju.
Tylko ze strachem przed ciemnością bywa różnie, bo jak poznać ciemność, nie próbując się w niej zagłębić?