Miała być rewolucja, wyszedł stylistyczny koszmarek. Chris Bangle w BMW miał być objawieniem, jednak jego pomysły miały podstawową wadę. Były – to fakt – innowacyjne, ale nie były ładne. Tak jak BMW Serii 7 (E65) produkowane w latach 2001-2008 i poddane wizualnemu programowi naprawczemu już w 2005 roku. Kto chciał limuzynę od BMW, „siódemkę” i tak kupił, ale eksperyment E65 raczej nie przysporzył marce nowych klientów.

BMW Serii 7 po dziś dzień pozostaje jedną z najwyżej cenionych limuzyn na rynku samochodów Premium, konkurując nie tylko z Audi A8 i Mercedesem Klasy S, ale też z Lexusami i Bentleyami. Nawet jeśli to ostatnie porównanie jest nieco na wyrost, to bliższe przyjrzenie się bawarskiej Serii 7 pokazuje, że nawet jeśli na wyrost, to bardzo nieznacznie. Za współczesne BMW 7 zapłacić trzeba przynajmniej 350 tysięcy złotych, tymczasem używane egzemplarze generacji E65 dostępne są już za jedną dziesiątą powyższej kwoty. Najstarsze (z lat 2001-2003), ale zachowane w przyzwoitym stanie samochody można kupić za ok. 50 tysięcy. Czy warto?

Tylko jeden kompromis

BMW E65 to samochód bezkompromisowy poza jednym wyjątkiem – wyglądem. Kupując używaną limuzynę z Bawarii, trzeba niestety liczyć się ze specyficznie narysowanym tyłem, który – delikatnie rzecz ujmując – nie wszystkim nabywcom odpowiada. Po 2005 roku wygląd uległ pewnej poprawie, ale wpływ stylistycznej rewolucji Chrisa Bangle’a i tak pozostaje doskonale widoczny – zwłaszcza że BMW 7 nie sposób ukryć. Ma 503,9 cm długości, a w wersji przedłużonej (E66) aż 517,9 cm. W każdej wersji jego waga niebezpiecznie zbliża się do 2 ton, a niekiedy nawet je przekracza. To sprawia, że do przemieszczania się potrzeba sporo wysiłku. W wypadku samochodów – niemało paliwa.

Ponieważ nie pozwolono sobie na żaden inny kompromis, najmniejszy silnik, jaki może trafić pod maskę BMW E65, to 218-konny diesel o pojemności 3,0 l z oznaczeniem 730d. Maksymalny moment obrotowy sięgający 500 Nm przy 4.000 obr./min. to wartość olbrzymia, a przyspieszenie w 8,0 s do 100 km/h to niezły wynik. Tyle że „niezły” to zdecydowanie za mało. Dlatego na przeciwnym krańcu szali położono dwukrotnie większy motor benzynowy 760i. Piekielna jednostka V12 ma 445 KM i 600 Nm skłonne katapultować stateczną, wydawałoby się, limuzynę w zaledwie 5,5 sekundy do 100 km/h. W świecie samochodów sportowych to żaden wyczyn, ale kiedy weźmie się pod uwagę rozmiary BMW, nie sposób nie nabrać respektu.

Do dyspozycji użytkowników oddano 6-stopniową automatyczną skrzynię biegów, przenoszącą napęd na tylne koła.