Są dwie wiadomości, jak zwykle w dwóch różnych odcieniach: dobra i zła. Ta dobra to fakt, że już za chwilkę, już za momencik zaczyna się IAA we Frankfurcie, a co za tym idzie czeka nas rzesza fantastycznych premier w najlepszej prawdopodobnie od lat formie. Kryzys się kończy, tak jak pisałem w ostatnim wpisie i to widać gołym okiem.
Ta zła wiadomość jest jednak taka, że wciąż ogromna ilość premier zawiera się w trzech literach ‘SUV’ i nic raczej nie zapowiada, by miało być inaczej w przeciągu najbliższych kilku lat. No cóż, niech będzie, kwestia przyzwyczajenia.
Taki Bentley na przykład o paskudnej nazwie Bentayga (nie wiem, co autor miał na myśli i nawet nie chcę wnikać) – serio, trzeba mieć odwagę by tak klasyczna marka zdecydowała się na SUVa. Dobre czasy najwyraźniej nastały dla marek luksusowych, acz wielkim w sumie to ryzykiem też nie jest – w Chinach, Rosji i na Bliskim Wschodzie pewnie już cała dostępna ilość została dawo wyprzedana.
W każdym razie – mówią, że jest to najszybszy SUV na świecie (możliwe, zważając na 608KM z W12-ki, 4s do setki i lekko ponad 300km/h v-max), najdroższy SUV na świecie i… najbrzydszy SUV na świecie. Tutaj jednak wszedłbym w polemikę, bo choć szczytem gracji ta kolumbryna nie jest, to jednak ma wszystko to, co ma każdy Bentley – niepodważalną, angielską klasę.
Pal licho jednak to, co na zewnątrz, bo to kwestia gustu, dla mnie może być. Ale wnętrze to dzieło sztuki, prawdopodobnie najpiękniejsze w świecie luksusowych samochodów i mówię to bez cienia przesady. Mógłbym w takim mieszkać. Jest elegancko, klasycznie, ale także ewidentnie nowocześnie i… sportowo? To taki podwyższone gran turismo, gdybym miał już znaleźć jakieś określenie. I to może, a wręcz musi się podobać.
O dodatkach nie wspominam z grzeczności, bo lista jest w zasadzie nieskończona.
Nowe Renault Megane
Ale zejdźmy na ziemię. Wygląda bowiem na to, że Francuzi z aktualnego Megane wycisnęli już wszystko, co tylko się dało (ilość wersji modelu RS była już trochę absurdalne), więc przygotowali nowe Renault Megane, które zapowiada się całkiem całkiem muszę przyznać.
Nawiązania do Talismana są oczywiste – niemal identyczny przód, reflektory, układ całości. Dla mnie zbyt niemiecko, ale ładnie. Linia to już bardziej napompowane Clio…
…a tył to znowu porządna, ale przewidywalna robota. Choć z tymi lampami to chyba jednak trochę przegięli.
Ale trzeba sobie zadać przy tym wszystkim pytanie, dość kluczowe myślę: auto jest ładne, to fakt. Jest jednak mocno ‘zniemczone’, musicie przyznać. I choć w klasie średniej może to być plusem, to w tak bardzo różnorodnej klasie kompakt może stać się to stać minusem, nie sądzicie? Tu akurat liczy się oryginalność, ludzie często są przywiązani do marki za jej cechy charakterystyczne, a ostatnie modele pokazują, że Renault swój charakter traci. To trochę smutne.
Powrót Borgward’a
Ach, ale jeszcze przecież jest jedna dodatkowa dobra wiadomość! Która znowu potwierdza moją tezę o końcu motoryzacyjnego kryzysu. Powróciła bowiem marka, której na rynku nie było od, no ładnie, 52 lat, kiedy ogłoszono niewypłacalność. No, co prawda w Meksyku produkowano jeszcze jakieś niedobitki modeli P100 i Isabella nawet do 1970 roku, ale to pomijam.
Tak czy inaczej, niejaki Chrisitan Borgward, czyli wnuk założyciela firmy, postanowił przywrócić marce dawną świetność (choć nigdy nie była to marka wielce poważana jak tak sobie o niej poczytałem) i za pomocą chińskich pieniędzy oraz byłego szefa designu Saaba stworzył… a jakże, SUVa, o niewiele znaczącej nazwie BX7.
Ot, taki sobie SUB, zupełnie zwyczajny, więc nie będę się na ten temat specjalnie rozwodził. Ale każdy powrót odnotować należy i cieszyć się z tego wypada. Oby tylko Borgward nie skończył tak, jak DeTomaso, które tez miało wyjść z SUVem i skończyło się na jednej prezentacji. Co było trochę smutne.