Jeśli ktoś ogląda piłkę nożną, a w szczególności ligę hiszpańską i ligę mistrzów, z pewnością słyszał z ust komentatorów określenie „BBC”. Nie chodzi tutaj oczywiście o brytyjską stację telewizyjną, chociaż faktycznie jest to parafraza tego skrótu. W tym przypadku skrót ten dotyczy jednak trzech piłkarzy, którzy grają w ataku Realu Madryt, czyli: Benzema, Bale i Cristiano (Ronaldo, oczywiście). Prawdopodobnie najlepszy napad na świecie, a w tym sezonie z pewnością.
Skoro więc tak parafrazować mogą komentatorzy, to ja też mogę, szczególnie że poniekąd o football też w tym wpisie zahaczymy. Bo widzicie, we wtorek byłem na konferencji, która organizowana była na Stadionie Narodowym. Swoją drogą to straszne zaniechanie, że byłem tam pierwszy raz. I muszę przyznać, że wewnątrz robi na mnie tak samo wielkie wrażenie jak z zewnątrz. Widzieliście kiedyś szatnie, w których przebierali się piłkarze? No to proszę: przebieralnie, prysznice i wanny z hydromasażem, jakby ktoś był ciekawy, wszystko z pierwszej ręki:
A na płycie boiska kiedyś byliście? Z tej perspektywy wygląda to też całkiem nie najgorzej. A przy pełnych trybunach… no, muszą przechodzić zawodników na początku dreszcze, w to nie wątpię.
Nie o piłkę nożną tu jednak chodzi, pomimo takiej lokalizacji całej konferencji. Miejsce nie zostało wybrane przypadkowo, ponieważ na płycie boiska coś na nas czekało. Coś dużego, wyjątkowego i niesamowicie szybkiego. Coś, czego po części cała konferencja dotyczyła i którą można skrócić do wspomnianego wyżej skrótu BBC, co w rozwinięciu daje: Blackout, Bloodhound, Castrol.
Tak, wiem, naciągane to jest strasznie, tak mi się po prostu skojarzyło. Zacznijmy jednak od samego początku.
Blackout & Castrol
Jeśli trochę obserwujecie motoryzację, to pewnie zauważyliście serię czterech filmików, które zostały całkiem niedawno wypuszczone na YouTube i które roznosiły się wirusowo po portalach społecznościowych. Brało w nich udział czterech różnych kierowców (Rockenfeller, Farfus, Zaugg i oczywiście Ken Block), którzy prowadzili cztery różne samochody na specjalnym torze. Wszystko w zupełnych ciemnościach, pomijając wyświetlone laserowe przeszkody.
Filmiki, choć fajnie wykonane, wyglądały jedynie jak teasery do czegoś większego. I tak rzeczywiście było, co mieliśmy okazję jako pierwsi obejrzeć na konferencji, którą zorganizował Castrol, prowodyr całej akcji. Co trzeba zaznaczyć – poziom organizacji był bardzo wysoki i dawno nie byłem na konferencji, która nie zanudzała treścią, a która nawet wciągała. Jeśli ktoś pokazuje takie filmy promocyjne, to musi być dobrze:
Na mnie to robi wrażenie. Ja wiem, że jest to tylko promocja, w zasadzie nic za tym konkretnego nie idzie, ale jak się to ogląda! Niektóre filmy sensacyjne (ekhrem, NFS, ekhrem) mogłyby się na tym wzorować, czerpać garściami jeśli chodzi o dynamikę scen.
Nie bądźmy jednak naiwni, firmy pokroju Castrola nie tworzą takich spotów i nie zapraszają tak wielu osób bez jakiegoś większego powodu. Tym razem powodem tak dużego zaangażowania siły i środków była premiera nowych olejów o nazwie Castrol Edge Titanium FST. Długa nazwa trochę, mogliby się któregoś członu pozbyć. W każdym razie po prezentacji filmu, który miał być pokazywać, w jakich warunkach olej może pracować, przyszedł czas na część bardziej teoretyczną. I nie mam zamiaru Was nią zanudzać bo zdaję sobie sprawę, że mało kto sam wybiera olej do samochodu, a co dopiero zagłębia się w jego lepkość, skład chemiczny itd. Wartych odnotowania jest dosłownie kilka szczegółów, które wydają się całkiem istotne:
- Redukcja tarcia do 15%
- Do 45% mocniejszy niż olej konkurencji
- Utrzymuje swoje właściwości minimum przez 650h użytkowania
I tyle, resztę doczytajcie sobie na stronie Castrola, tam z pewnością lepiej to będzie zobrazowane.
Czy olej rzeczywiście jest aż tak znacznie lepszy, tego nie wiem, muszę zaufać na słowo technologom i chemikom Castrola. I tak pewnie nie zauważę różnicy w moim Swifcie, ale w samochodzie wyczynowym jest to już zupełnie inna para kaloszy. Mówi się, że da się urwać setne sekundy na okrążeniu przy dobrze dobranym oleju. Jak macie kogo, to podpytajcie.
Bloodhound
Trudno jednak nie wierzyć we właściwości takiego produktu, skoro wyszedł on spod ręki osób odpowiedzialnych za płyny dla bolidu Bloodhound, który w przyszłym roku ma pobić samochodowy rekord prędkości. Dobra, z tym określeniem „samochodowy” to może się trochę zagalopowali, bo w niczym ta maszyna nie przypomina samochodu oprócz tego, że jest wyposażona w jakieś pseudo-kółka i silnik napędzany zdecydowanie niealternatywnym paliwem. Lepsze będzie określenie „lądowy rekord prędkości”, który ma zostać pobity przez „rakietę na kołach”. Dosłownie rakietę, bo taki właśnie napęd – rakietowy – zostanie wybudowany przez Rolls-Royce’a i zamontowany za plecami kierowcy, Andy.ego Green’a. Do którego także należy poprzedni rekord wynoszący 1228 km/h.
Ile ma być teraz? Cóż, trochę więcej, bo 1609 km/h, czyli na amerykański system miar przekładając, ma zostać przekroczona granica 1000 mil/h. Dla zobrazowania o jaką prędkość chodzi powiem Wam, że Bloodhound ma osiągnąć tą prędkość w ciągu 2 minut i w tym czasie przejechać 20km. Nie możecie sobie tego wyobrazić? Ja też średnio, jak tak sobie pomyślę. Znowu musimy zawierzyć projektantom, mechanikom, elektrykom i całemu zastępowi innych ludzi, którzy obliczyli takie dane.
Niech tak więc będzie, trzymam kciuki za powodzenie całego przedsięwzięcia. Szkoda tylko, że zaprezentowana została jedynie skorupa bolidu, bez silnika. Nawet nie jestem pewien, czy nie jest to po prostu replika, bo wykonanie tego jakoś nie napawało mnie optymizmem, bardziej przypominało materiałami repliki F1, które można spotkać czasem gdzieś w centrach handlowych niż coś, co ma przejść próbę kolosalnych przeciążeń. Tak czy inaczej, wszystko okaże się w przyszłym roku na terenie RPA. Aż dziw, że nie w Ameryce, co? Podobno dostali tam mandat za prędkość, jakieś 350 tys. dolarów. Nie wkręcam, serio tak mówili.
A pomijając samego Castrola, film Blackout i tą ogromną (prawie 14m) maszynę, to po ludzku fajnie było stanąć po środku płyty Stadionu Narodowego i przez chwilę poczuć się tak jak osoby, które tam występują. A potem usiąść przy stoliku, pogadać ze Spalaczem, Damianem z Antymoto i innymi osobami o rzeczach już niekoniecznie z tym związanymi.