Trudno jazdę nazwać czasem straconym, ale tylko wtedy, kiedy robi się to dla przyjemności. Nocna jazda po mieście, śmiganie pozamiejskimi trasami, tor czy leśny dukt – to nie ma znaczenia tak długo, jak robi się to dla relaksu, zebrania myśli, czy po prostu dla zabawy. Trudno jednak znaleźć przyjemność w jeździe z punktu A do B w samochodzie z kratką, goniąc terminy między kolejnymi spotkaniami z klientami. Taka jazda, wypełniona wychylaniem się zza TIRów, by jak najszybciej dojechać na miejsce jest niczym więcej jak zwykłym obowiązkiem, w którym próżno szukać czegoś więcej niż znudzenia i świadomości, że ten czas można, i powinno się, wykorzystać lepiej.

Dlatego kiedyś zacząłem kombinować co zrobić, by ten czas spędzony za kółkiem nie był aż tak bardzo czasem straconym. Wiem, że są osoby jeżdżące więcej ode mnie, ale wiem także, że dla mnie te każde 3 godziny w jedną stronę spędzone na dojazdach to potencjalnie kilkanaście wysłanych maili, wykonanych rozmów z pisaniem dokładnych notatek, czy, już tak patrząc poza pracą, napisana świetna notka na JWD. A to może się już przełożyć na jakieś wymierne korzyści.

Moim pierwszym pomysłem, już dawno zresztą opisanym, były zwyczajne żółte karteczki, ale okazały się niewypałem z zupełnie błahego powodu – odpadały szybciej, niż zdążyłem je użyć. Notatki głosowe także nie spełniły swojej roli, bo przebijanie się przez ich listę podczas jazdy i jednoczesne wybieranie numeru poprzez system multimedialny na konsoli środkowej okazało się nawet nie ekwilibrystyką, o ile zwyczajną głupotą.

Podszedłem więc do sprawy inaczej – skoro standardowo pracować z samochodu jest trudno, poza wykonaniem paru prostych telefonów, to w takim razie może warto się odchamić? Człowiek i tak ma mało czasu, by przeczytać jakąś dobrą książkę i nadrabia w wakacje, więc może to jest jakiś sposób, by trochę się kulturalnie wzbogacić. A sposób na to w samochodzie jest tylko jeden.

Audiobooki – od czego zacząć?

Będąc szczerym – do tej pory doświadczenia z audiobookami miałem zupełnie zerowe, jeśli nie liczyć czytanek dodawanych do gazet, kiedy byłem w podstawówce. Ich też zresztą nie słuchałem, bo żadna nie potrafiła dorównać Benjaminowi Bliumsien’owi, do którego zasypiałem jak byłem mały. Ot, taki randomowy fakt z dzieciństwa, coś więcej o mnie wiecie. Serio, te czytanki, nagrywane jeszcze na kasetach, były fantastyczne!

Jedyne, czego słuchałem i co na ten moment można podciągnąć pod kategorię ‘wysłuchane audiobooki’ to książka ‘Długa Ziemia’ autorstwa Terry’ego Pratchett’a i Stephena Braxtera. Słuchałem jej jednak tylko od przypadku do przypadku, kiedy akurat jakiś fragment leciał na radiowej Czwórce. Zresztą książka sama w sobie i tak jest niezbyt ciekawa, więc wpadało mi to jednym uchem i szybko wypadało drugim.

Postanowiłem jednak dać sobie w końcu szansę. Żeby jednak wszystko było lege artis i de iure, postanowiłem skorzystać z jednej z popularniejszych bibliotek audiobooków, która jest dostępna na wszystkich ważnych platformach mobilnych – Audioteka.

No dobra. Ściągnąłem ją już jakiś czas temu, bo był darmowy rozdział książki o Stevie Jobbsie, a wiecie jak ja bardzo faceta ceniłem. Ale i tak już dawno chciałem sobie sprawdzić jak to wszystko działa, więc akurat dobrze się złożyło.
Pomijając jednak sam darmowy rozdział, Audioteka ma ogromną bazę różnego rodzaju audiobooków i każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie za całkiem niezłe pieniądze.

Choć tak naprawdę jest to tylko jedna z możliwości. Wystarczy wpisać w google ‘audiobooki’ i od razu wyskakuje kilka wystarczająco dobrych pozycji, by zając sobie wiele, wiele godzin.

Podejście pierwsze

Trasa do Inowrocławia, niecałe 2 godziny jazdy – idealnie na jeden rozdział książki. Specjalnie obrałem trasę prostą, głównie autostradową, by nie musieć przesadnie skupiać się na drodze, bo wiadomo jak to jest z pierwszymi razami – do nich trzeba podchodzić jednak dość ostrożnie.

Usiadłem więc za kółkiem, odpaliłem odtwarzanie przez bluetooth i…

…2 godziny później…

…nie, sorry, godzinę…

…dałem sobie spokój, przynajmniej w tamtym momencie. Specjalnie wybrałem książkę, którą akurat znałem, nie wspominając o biografii człowieka, o której ona traktuje, a i tak nie byłem w stanie się na niej skupić. Gubiłem wątek, nie pamiętałem poprzedniego zdania, szczególnie w momentach, kiedy na trasie robiło się trochę bardziej wymagająco.

Za powrotem więc słuchałem już tylko muzyki obiecując sobie, że spróbuję jeszcze raz.

Podejście drugie

Trasa do Warszawy, często wykonywany przeze mnie standard, przez co z dokładnością do kilku minut jestem w stanie stwierdzić, jaki zjazd w danym momencie miniemy. Znam tam każdy zakręt, wiem gdzie kończą się ekrany, a gdzie może nawet trochę zawiać. Niemal idealne warunki dla audiobooka, ale z jednym zastrzeżeniem – na A1 jest tak gęsto, że trzeba mieć oczy dookoła głowy.

Odpaliłem więc ten sam rozdział i…

…tym razem minęły dwie godziny, to prawda. Przesłuchałem większą część w dużym skupieniu wiedząc, co przed chwilą zostało powiedziane i przede wszystkim to rozumiejąc. Tylko za żadną cholerę nie wiedziałem, jakim cudem znalazłem się akurat w miejscu, gdzie miałem dojechać. Zwyczajnie nie pamiętałem, jak się tam dostałem, nie pamiętałem trasy.

Audiobooki – czy nadają się na trasę?

To nie były ostatnie podejścia, ale w końcu musiałem dać sobie spokój. O ile z łatwiejszymi książkami nie było jeszcze dużego problemu, tak np. odświeżenie sobie sagi Millenium było już podejściem karkołomnym ze względu na ilość szczegółów, na które trzeba zwrócić uwagę by zrozumieć zawiłość całej intrygi. A ja ją znam dość dobre, więc współczuje tym, którzy audiobook wybrali sobie jako do niej pierwsze podejście.

No i mam problem – z jednej strony jest to niewątpliwie świetny sposób, by w czasie długiej podróży umilić sobie czas, zamiast tłuc muzykę płyta za płytą. Taka podróż np. do Chorwacji to minimum jedna przesłuchana książka, a biorąc pod uwagę, że trasa wiedzie głównie szerokimi autostradami, to wydaje się to być dobrym pomysłem. Jeśli więc trasa nie jest wymagająca i da się ją odbyć niemal automatycznie, to jasne, warto nad dobrym audiobookiem się zastanowić. Podkreślam słowo dobrym – niech to nie będzie jakaś tandetna wersja, lepiej już zdecydować się na jakąś z dobrym lektorem, by słuchanie było relaksującą przyjemnością, a nie świdrującą uszy katorgą.

 

Audiobooki są świetnym pomysłem, ale tylko na długie, proste, niewymagające trasy – w innych wypadkach zbyt absorbują kierowcę

Audiobooki są dobre jednak tylko na takich, niewymagających i prostych jak drut, trasach. W każdych innych, bardziej wymagających skupienia warunkach, przestają się one sprawdzać na dwa sposoby – albo nic się z nich nie pamięta, albo nic się nie pamięta z trasy. Wiadomo, co jest gorsze, ale żadna z tych opcji zdecydowanie nie jest satysfakcjonująca. A jeśli już koniecznie ktoś chce w samochodzie, to zawsze może puścić coś dzieciakom na dłuższej trasie. Tylko kto wytrzyma te infantylne czytanki?

Same audiobooki to jednak z pewnością bardzo fajny pomysł, ale niekoniecznie do samochodu. Do pociągu, jeśli ktoś ma chorobę lokomocyjną, do komunikacji miejskiej, na spacer – wtedy jest to na bank fantastyczne rozwiązanie na odgonienie myśli i skupienie się na czymś innym. Sam tak próbowałem i faktycznie jakoś lepiej się idzie, tak jak z muzyką na uszach.

No chyba, że Wy macie z tym inne doświadczenia, a ja jestem jakiś ograniczony i nie potrafię skupić się na dwóch rzeczach naraz. To też jest całkiem prawdopodobne. W końcu jestem facetem, wole robić rzecz jedną, ale porządnie.

No dobra, to teraz czas na małą niespodziankę. Mam dla Was drobny prezent na święta – wiem, że jest trochę wcześniej, ale myślę, że to dobry moment.

Jeśli więc nie przepadacie za audiobookami, za to ebooki pochłaniacie z prędkością światła, a w dodatku lubicie trochę podróżować po Polsce, to mam dla Was 20 kodów na pobranie darmowych ebooków:

– Travelbook: Jura Krakowsko-Częstochowska;

– Travelbook: Kraków i okolice;

Aby je dostać wystarczy, że wyślecie mi na mail (justwelldriven@gmail.com) zgłoszenie, że chcecie ebook, w tytule zamieszczając: Świąteczny prezent dla (imię) od Just Well Driven.

Tyle mi wystarczy. 20 pierwszych osób zgarnia ebooka. Ready?

No to jazda!