Jeśli diabeł faktycznie tkwi w szczegółach, to Audi… pokpiło sprawę. Mimo że R8 to arcydzieło technicznego geniuszu, w kilku kwestiach brakuje mu smaku. Zacznę opowieść od wad, by potem już nie psuć dobrego wrażenia błahostkami.

Po pierwsze, to Audi – a kosztuje tyle co Lamborghini („tyle co” oznacza w tym wypadku „cholernie dużo”). Emblemat „R8” ratuje sytuację, ale… no tak, to wciąż Audi. Po drugie, razi w oczy dysonans. Czyżby Audi mogło być zbyt eleganckie? Po trzecie, kluczyk – identycznym można otwierać przeciętną Skodę. Cóż za nobilitacja! Po czwarte, światła, które świetnie wyglądają, ale mają ograniczony zasięg (choć może przy 300 km/h wszystko ma ograniczony zasięg). Po piąte, mało miejsca i dużo hałasu, ale ten podpunkt dodaję już tylko z czystej przekory. W końcu nikt nie kupuje sportowego supersamochodu, by nim kredensy wozić. A teraz do rzeczy…

Audi R8 zbudowano w 2006 roku na bazie prototypu sprzed trzech lat. Samochód debiutował w Paryżu i szybko podbił serca wielbicieli najmocniejszych doznań, co zaowocowało tytułem World Performance Car of the Year w roku 2008 i kolejnym w 2010.

Audi R8 zadebiutowało z silnikiem V8 FSI za plecami kierowcy. 4,2-litrowa jednostka rozwijała 420 KM i pozwalała rozpędzić się od 0 do 100 km/h w 4,6 sekundy. Prędkość maksymalna R8 V8 sięgała dokładnie 301 km/h.

Wersja pozbawiona dachu była minimalnie wolniejsza. Szybko jednak okazało się, że prawie 5 sekund do „setki” to zbyt dużo. Najpierw – w 2008 roku – do oferty dołączyła wersja V10. Oferowała aż 525 KM i tylko 3,8 sekundy do 100 km/h. To wciąż był jednak tylko „szach”.

„Mat” pojawił się razem z wersją Audi R8 V10 GT produkowanej od 2010 roku. 560 koni mechanicznych. 540 Nm momentu obrotowego. Sprint 0-100 km/h w 3,6 sekundy. Prędkość maksymalna – 320 km/h. To było maksimum tego, co mogła zaoferować fabryka. Choć technicznie i mechanicznie Audi R8 i tak pozostawiało jeszcze pole do popisu – jednak to już na indywidualne życzenie majętnych nabywców.

Napęd na 4 koła Quattro, silnik współdzielony z Lamborghini… czego chcieć więcej? Zapewne legendy, którą posiadają Lamborghini czy Ferrari, a której Audi brak. Niezależnie od tego, jak bardzo ta opinia jest krzywdząca, dla wielu klientów Audi to wciąż „trochę droższy Volkswagen”. A Volkswagen to taka droższa Skoda. Ergo kupując R8, dostajesz… trochę szybszą Fabię. Ot, taka pokrętna logika napędzana spiralą zawiści i kompleksów.

Techniczny majstersztyk

Karoserię Audi R8 wykonano w całości z aluminium – podobny zabieg popełniono przy Audi A2, ale tam był to jeden z wielu gwoździ do trumny. Tu – rozwiązanie sprawdza się znakomicie. Podnosi cenę, ale obniża masę samochodu – parametr kluczowy. W R8 zastosowano również amortyzatory magnetyczne, dzięki którym można było zmieniać pracę zawieszenia. Wszystko po to, by Audi R8 nadawało się nie tylko do ścigania na torze, ale również do codziennego użytkowania. I jak wypadło?

Samochód dla zuchwałych

Jazda „R-ósemką” wymaga nieustannej koncentracji. Wystarczy jedno nieopatrzne wdepnięcie gazu i samochód wyrywa do przodu, tańcząc po drodze modelowego kankana, któremu nawet Iwona Pavlovic dałaby „10”. Silnik ryczy groźnie, ale delikatnie operując gazem można go nieco uciszyć. Zawieszenie próbuje amortyzować wstrząsy, ale – powiedzmy sobie szczerze – nie na polskie drogi zostało przygotowane. Miejsca jest w R8 akurat tyle, by wsiąść i zapomnieć o reszcie świata. Bo za sterami najszybszego z Audi człowiek i samochód stają się jednością. To magiczny moment, którego każdy powinien doświadczyć przynajmniej raz w życiu.

A potem… w drogę! Za sterami Audi R8 bardzo łatwo przedobrzyć. Samochód ma wyraźne tendencje do podsterowności i mimo wielu asystujących systemów łatwo zrobić sobie krzywdę. A przecież szkoda by było posłać kolejny egzemplarz sportowego arcydzieła na śmietnik historii.

Wracając do pytania z początku: czy możliwy jest wybór Audi zamiast Lamborghini?

Gdybym miał wybór pomiędzy Porsche i Audi, nie miałbym wyboru – wsiadłbym do 911 i zapomniał o Bożym świecie. Jednak stając przed drugim dylematem… mam problem. Naprawdę! Pod względem mechanicznym i R8 i Gallardo są zbliżone. Lamborghini to Lamborghini, ale Audi… chyba wygląda lepiej. Myślę, że z tej dwójki postawiłbym mimo wszystko na Audi.

A tymczasem sobie i Wam jak najwięcej właśnie takich dylematów życzę.

PS. Audi też znacznie łatwiej kupić niż Lamborghini, a na dodatek – serwisować. Okazuje się, że w Polsce nie ma najmniejszego problemu z obsługą techniczną R8. Ceny używanych egzemplarzy – od około 250 tysięcy złotych. Na brak wyboru nie ma powodu narzekać.