Motoryzacyjne stereotypy w Polsce, kraju znawców wszystkiego, są bardzo wyraźne. W BMW – według niektórych – zawsze siedzi łysy myśliciel, w Volkswagenie rolnik, w Citroenie gej, a w Alfa Romeo… bliski znajomy wszystkich mechaników w mieście. Zwykle stereotypy nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, ale siły niektórych nie sposób przecenić. To ona sprawiła, że elegancką limuzynę ze stajni Alfa Romeo, model 166, można kupić nad Wisłą za doprawdy śmieszne pieniądze. Czy warto?

Samo stawianie pytania w ten sposób mija się z celem – warto może być kupić czołg albo obejrzeć „Uwolnić orkę”. W przypadku zakupu samochodu „warto” to pojęcie zupełnie abstrakcyjne. Tak czy inaczej zakup Alfa Romeo, odradzany przez większość domorosłych znawców, wcale nie jest aż tak złym pomysłem. Trzeba jednak przełamać wewnętrzny opór – swój i wszystkich znajomych, którzy nigdy nie jeździli AR.

166 to model plasowany wyżej niż będące komercyjnym sukcesem Alfa Romeo 156. W założeniach elegancka limuzyna ze sportowym zacięciem miała konkurować z najpopularniejszymi propozycjami segmentu – Audi A6, BMW Serii 5 czy Mercedesem Klasy E. I mimo że pod wieloma względami im nie ustępowała, nie nawiązała z niemiecką trójką równorzędnej walki. Dlaczego?